Pociąg do natury
Od dziecka wykazywałam duże zainteresowanie otaczającym mnie światem. Kochałam zwierzęta, ale nie stroniłam też od tych mniej lubianych organizmów – gąsienic, ślimaków, ropuch, pająków, czy chrząszczy. Mnóstwo czasu spędzałam na działce, z zapałem przyglądając się tym małym istotkom. Biedronkom budowałam pałace z piasku, ptakom układałam gniazda ze skoszonej trawy, ślimakom chciałam naprawiać uszkodzone skorupki, a motylom-weteranom doczepiać skrzydła z liści. Miałam też swojego ulubionego ślimaka, którego nazwałam OGI. Miał charakterystyczną dziurkę w skorupce, był moim ulubieńcem. Zawsze szukałam go tuż po przyjściu na działkę.
W szkole podstawowej ta miłość stawała się coraz głębsza. Dzięki mojej cudownej wychowawczyni, która prowadziła najciekawsze lekcje przyrody (serdecznie pozdrawiam Panią Agnieszkę!), stawiałam swoje pierwsze botaniczne kroki. Do dziś pamiętam rośliny poznane podczas leśnych spacerów. Chłonęłam wiedzę jak gąbka, bez problemu odróżniałam zaskrońca od żmii, pouczając przy tym niejednokrotnie dorosłego.
Marzenia a rzeczywistość
Po tak bogatym przyrodniczo wstępie pewnie spodziewasz się kontynuacji w postaci przyrodniczego kierunku studiów. Trochę Cię rozczaruję, ale… pomimo tego, że w dzieciństwie marzyłam o weterynarii, moje studia nie są kompletnie związane z przyrodą. Niestety, miałam wówczas ograniczony wybór specjalizacji w swoim mieście, a wyjazdy do innej miejscowości nie wchodziły w grę. Mimo tego, cały czas byłam blisko natury. Uciekałam do lasu w ramach odskoczni od szarej codzienności, czy też po to, aby zrelaksować się po ciężkim dniu pracy. Las miał (i do dziś ma) dla mnie rolę terapeutyczną. Tylko tam potrafię oddychać pełną piersią, wyciszyć skołatane nerwy i naładować akumulatory. Drzemka na nasłonecznionej polanie lub w cieniu, u stóp potężnych drzew, jest najdoskonalszą formą wypoczynku. Szum wiatru, ptasie trele, brzęk owadzich skrzydeł, to dla mnie najpiękniejsza kołysanka.
Pięknie żyć…
Leśne życie jest niesamowite, tak odmienne od naszego. Owiane wieloma wciąż nieodgadnionymi tajemnicami. Za dnia, w nocy, o każdej porze roku i w każdym, nawet najmniejszym zakamarku, leśni mieszkańcy skrywają swoje sekrety. Niedostępne dla nas – ludzi, którzy spędzają większość życia w pogoni za czymś bliżej nieokreślonym, z dala od panującej w świecie przyrody, harmonii…
Przyrodnicze obserwacje są zawsze wyjątkowe i niepowtarzalne, dlatego zaczęłam je uwieczniać na fotografiach. Z czasem dzienne spacery ewoluowały w podglądanie leśnego życia rozpoczynającego się tuż po zmroku. Setki kilometrów pokonywanych pod osłoną nocnego nieba, dziesiątki napotkanych par oczu, spoglądających w strumień świetlny latarki, wyostrzony zmysł słuchu, wyłapujący dźwięki nocnych pohukiwań sów, czy rozgrywających się dramatów małych gryzoni. Sceny niewidzialne dla oczu, wizualizowane jedynie w zakątkach mojej wyobraźni.
Dlaczego maluję przyrodę?
Kocham lasy, pola i wzgórza malowane świtem. Uwielbiam zachodzące wieczorem Słońce, znikające w złocistych łanach zbóż na przydrożnych polach. Szanuję każdą roślinę i żywe stworzenie, które napotkam na swej drodze. Dostrzegam piękno przemijających pór roku. Lubię doświadczać bliskości z naturą – dotykać chropowatej kory drzew i wilgotnego, miękkiego mchu. Podziwiać różnorodność kształtów maleńkich kryształków lodu zamkniętych w filigranowym płatku śniegu.
Kiedy maluję, czuję, że oddaję hołd naturze. Zatracam się w niej całkowicie. Jest ona dla mnie niezmierzoną inspiracją, drogocennym darem. Jej kruchość, i zarazem ogromna siła, są bliźniaczymi cechami porcelany. Obie są w stanie przetrwać wiele, ale w nieodpowiednich rękach pęka ich delikatna struktura. Chcę uwieczniać tę ulotność na różnych powierzchniach: porcelanie, szkle, tkaninach, drewnie, czy płótnie. Wierzę, że dzięki moim pracom wiele osób spojrzy na otaczającą nas przyrodę i dostrzeże jej piękno.